Kryzys lat 30. Społeczeństwo

Antysemityzm lat 30.: kraje niefaszystowskie

Osobiście bardzo lubię Duńczyków, ale gdybym miał ich w Polsce trzy miliony, to bym Boga prosił, żeby ich najprędzej stąd zabrał. Być może, że byśmy Żydów cenili, gdyby ich było u nas pięćdziesiąt

Bogusław Miedziński,
wicemarszałek sejmu II RP (1935–1938) oraz marszałek senatu (1938–1939)

Wynikające z Wielkiego Kryzysu masowe bezrobocie stanowiło kolejny, obok sukcesów Hitlera, czynnik sprzyjający wzrostowi antysemityzmu. Żydzi zaczęli być coraz silniej postrzegani jako konkurenci do miejsc pracy i zdobycia zarobku – czy to przez studentów, mających nieraz wątpliwe szanse na godne zatrudnienie, czy to przez chłopów, widzących w przedstawicielach judaizmu pośredników zgarniających dochód należny tym, którzy rzeczywiście uprawiają . Przeniesienie na płaszczyznę etniczną tych potencjalnych konfliktów klasowych i pokoleniowych stało się tym łatwiejsze, że Żydzi przez wielu uznawani byli za zasadniczo obcy element, nawet pomimo posiadania obywatelstwa.

Wiktor Drymmer, prominentny polityk sanacyjny, wspominał: „W ostatnich latach naszego bytu niepodległego dyskutowano często i odnoszono się krytycznie, ale nie wrogo, do pewnych cech społeczeństwa żydowskiego. Zwracano głównie uwagę na dwie główne cechy Żydów: _wyobcowanie i zaborczą wyłączność stanu . Ta cokolwiek rozgrzeszająca opinia dobrze ukazuje, jak widzieli część polskich obywateli przedstawiciele władz, którym skądinąd daleko było do antyżydowskich emocji ugrupowań narodowych i narodowo-radykalnych.

W Europie Wschodniej powszechne było tego typu wyrzucanie Żydom jednocześnie niewystarczającej asymilacji oraz zajmowania nadmiernie eksponowanych miejsc w społeczeństwie – jeśli nawet wzięlibyśmy to za dobrą monetę, miałoby to posmak pewnego paradoksu. Nie wyjaśniano bowiem, w jaki sposób wrogość miałaby sprzyjać asymilacji, a nawet niechętnie nastawieni do Żydów politycy musieli w pewnym momencie zastanowić się, jak zastąpić ich po ich ewentualnej emigracji. Regent Horthy w prywatnym liście z 1940 roku pisał: „Co do żydowskiego problemu, całe życie byłem antysemitą”. Jednocześnie zauważał, że „nie jest możliwe w rok lub dwa wyeliminować Żydów […] i zastąpić ich niekompetentnym, w większości bezwartościowym, buńczucznym [węgierskim] elementem, bo . Nie przeszkadzało to reżimowi admirała wprowadzić w 1938 i 1939 roku ustaw odbierających Żydom wiele praw i wolności obywatelskich – chociaż surowość owych praw nie urastała mimo wszystko do niemieckiej i włoskiej brutalności.

Studenci byli grupą szczególnie podatną na radykalne ideologie.

Na zdjęciu antyżydowskie transparenty na bramie Uniwersytetu Warszawskiego, 1936.

fot. NAC 3/1/0/10/3589/1

W Polsce nie wprowadzono żadnych podobnych przepisów na poziomie krajowym, chociaż niektóre uczelnie oddolnie stosowały ograniczenie liczby studentów żydowskich (numerus clausus) i tzw. „getto ławkowe”. Nawet umiarkowani politycy – jak krąg „Buntu Młodych” i „Polityki”, czyli czasopism młodego Jerzego Giedroycia – widzieli w przymusowej emigracji najlepsze, jeśli nie jedyne możliwe, .

Równocześnie wśród ofiar zbrodni katyńskiej 10% stanowili , co świadczy o ciągle dużym udziale tej grupy etnicznej w elicie społeczeństwa pod koniec dwudziestolecia międzywojennego. Również sugestie biografki Stanisława , że ten z powodu antysemityzmu nie mógłby studiować na wymarzonej politechnice, są nieco wątpliwe, zważywszy że jeszcze w 1938 na Politechnice Lwowskiej Żydzi stanowi 11% .

Podobnie jak we wcześniejszych latach, rasizm nie był specjalnością państw Środkowej i Wschodniej Europy. „Antysemicka Francja stanowiła bezsporną rzeczywistość, a niektórzy z najlepszych pisarzy […] oddawali jej swoje . W USA rektorzy uczelni z Ivy League ograniczali liczbę żydowskich matrykulacji (na Yale aż do początku lat , a ustawy zakazujące małżeństw białych i czarnych obowiązywały w niektórych stanach aż do drugiej połowy lat